Wielu mężczyznom złamała serce, przypięto jej łatkę skandalistki, a Jerzy Urban twierdził , że stanowi najciekawsze towarzystwo w ówczesnej Warszawie. Nikt tak pięknie jak ona, nie pisał o miłości i uczuciach. Całe życie szukała miłości, nie potrafiąc jednak długo wytrwać w żadnym ze związków. Mowa o Agnieszce Osieckiej, poetce, autorce wielu znanych piosenek, spektakli teatralnych. Mimo łatki skandalistki, swoim wyglądem nie przypominała jej. Zawsze na bakier z modą, posiadająca swój indywidualny styl jak na artystkę przystało. Uwielbiająca ekscentryczne kapelusze i niebanalne połączenia. Mimo to mężczyźni ją ubóstwiali. Bardzo inteligentna, kochliwa, nieco szalona, kochała życie i ” nie wylewała za kołnierz”. Osiecka uwielbiała podróżować, a stateczne życie u boku męża nie było jej pisane, chociaż była mężatką kilkukrotnie.
Osiecka urodziła się 9.10.1936 roku jako córka pianisty Witolda Osieckiego i polonistki Marii z domu Sztechman. Jej rodzice nie tworzyli szczęśliwego związku, ponieważ artystyczna dusza ojca nie znajdowała porozumienia z mieszczańskimi zwyczajami matki. To Witold Osiecki był osobą, która kształtowała Agnieszkę od dziecka. Miał na nią ogromny wpływ. Wspierał, inspirował, pokazywał ścieżki. Matka zaś pełna lęków, oschła i niedostępna emocjonalnie powodowała, że Osiecka czuła się przez nią niekochana. Nie miała swojego zdania, podporządkowana innym, nie była dla młodziutkiej Osieckiej wzorem do naśladowania. Stwierdziła po latach, że nie usłyszała niczego miłego od swej matki. Witold odszedł od żony, czego Osiecka nie potrafiła mu wybaczyć. Zdradzona była nie tylko jej matka, ale i ona tak się czuła. Być może w wielu relacjach z mężczyznami szukała ciepła i miłości, jednocześnie jakby się jej trochę bojąc. Osiecką fascynowali mężczyźni inteligentni, ale też miała słabość do chuliganów. Poetka od dziecka marzyła, by zostać biologiem, jednak wybrała studia dziennikarskie, z czego bardzo ucieszył się jej ojciec. Wybrała te studia dlatego, gdyż kojarzyły jej się z pisaniem- tym, co ją interesowało. Później zaś odkryła, że to poezja jest jej prawdziwym przeznaczeniem.
Osiecka z pobudek towarzyskich wstąpiła do Studenckiego Teatru Satyryków, co okazało się bardzo dobrą decyzją i debiutem poetki. Została członkiem rady artystycznej wspomnianego teatru. Jej talent został szybko rozpoznany i nawiązała stałą współpracę z STS-em, pisząc dla nich 166 utworów. Stworzyła ponad dwa tysiące tekstów i piosenek. Były to teksty liryczne, ale nie pozbawione również społecznych wydźwięków. Poetka czuła się też dziennikarką, dlatego niektóre z nich były swoistymi lirycznymi reportażami Osieckiej. Piosenki „Niech żyje bal” oraz „Małgośka” wykonywała jej przyjaciółka- Maryla Rodowicz. Inne popularne to „Okularnicy” , „Gramy Panu” , „Zielono mi” , wykonywane przez znanych autorów polskiej sceny takich jak Krajewski, Geppert, czy Przybylska. „Okularnicy” był utworem, z którym identyfikował się STS. Traktowano go poniekąd jako hymn młodej polskiej inteligencji. Ze słowami Osieckiej i muzyką Abramowa, piosenka ta wygrała w 1963 roku w Opolu. Od tego czasu przez siedem lat prowadziła w Polskim Radiu- „Radiowe Studio Piosenki”, które wydało ponad 500 piosenek, promując wielkie gwiazdy polskiej estrady takie jak Ewa Demarczyk, Marek Grechuta, Skałdowie, czy Alibabki.
Sama poznała tu wielu muzyków i kompozytorów, nawiązując nowe artystyczne znajomości. Nie można pominąć faktu, że poetka skończyła również reżyserię na łódzkiej szkole filmowej i związana była z filmem. Poza praktykami nie stawała jednak za kamerą, jednak w filmach wykorzystywano jej teksty. Piosenki z jej słowami znaleźć możemy w „Czterej pancerni i pies”, „Noce i dnie”, czy „Jan Serce”. W ostatnim filmie Seweryn Krajewski zaśpiewał przepiękną piosenkę ze słowami poetki „Uciekaj moje serce”. Pisała również teksty, felietony i reportaże, w „Nowej Kulturze” oraz „Głosie Wybrzeża”. W 1966 roku na Krajowym Festiwalu Piosenki Polskiej w Opolu, zdobyła nagrodę Ministerstwa Kultury i Sztuki za piosenkę „ Na całych jeziorach- ty”. Osiecka lubiła sprawdzać się w różnych gatunkach literackich, lubiła nowe wyzwania takie tak słuchowiska radiowe, powiastki dla dzieci i młodzieży. Wygrała konkurs na hasło reklamowe Cola- Coli sloganem reklamowym, który zna chyba każdy z nas „ Coca-cola to jest to!”.
Żyła wg swojej maksymy:” „(…) Ja nie będę taka jak Mama…ani taka jak Ojciec. Z chwilą gdy poczuję wstręt i nudę w stosunku do symbolicznego domu, odważę się powiedzieć- dość i pożegluję dalej w poszukiwaniu szczęścia i maksimum skoncentrowanego i pędzącego życia. Jak najmocniej, najpełniej, najdłużej żyć pełnią życia (…)”
Była żoną Wojciecha Frykowskiego, zamordowanego w USA w domu Polańskiego oraz żoną Wojciecha Jesionki. Oba małżeństwa trwały krótko. Fascynowali ją także starsi od niej mężczyźni. Miała Romans z Jeremim Przyborą, 21 lat starszym twórcą Kabaretu Starszych Panów. Po wielu latach za zgodą rodzin, wydane zostały przepiękne „Listy na wyczerpanym papierze”, listy miłosne, które para kochanków pisała do siebie. O tym romansie nie mówiło się, dlatego wiele osób dowiedziało się o nim po latach. Była również w relacji ze starszym o 30 lat Jerzym Giedroyciem, twórcą i redaktorem paryskiej „Kultury”. Jedynym mężczyzną, z którym zdecydowała się na dziecko był Daniel Passent. Passent był zorganizowany, dawał jej poczucie bezpieczeństwa, stałą przystań. Agnieszka zaś była jego przeciwieństwem. Nie lubiła schematów, stereotypów. Nie odnajdywała się w roli gospodyni domowej, ani matki.
Zorganizowane i poukładane życie nudziło Osiecką, chciała być wolna. Kobieta, żona, matka-to nie jest dla mnie rytm- pisała. Często wybywała z domu, by w towarzystwie mężczyzn i alkoholu spędzać czas. Córka Agata miała do niej żal, że nie poświęcała jej czasu, ani nie okazywała większego zainteresowania. Ostatnią namiętnością poetessy był 20 lat młodszy Andre Ochodło- aktor i pieśniarz, który stworzył w Sopocie Teatr Atelier. Doskonale się rozumieli, łączyły ich wspólne zainteresowania. Osiecka napisała dla teatru kilka sztuk. Niestety sielankę przerwała choroba nowotworowa poetki. Rok wcześniej na koncercie przyjaciółki Maryli Rodowicz, na Sali Kongresowej, weszła na scenę w jednym ze swoich kapeluszy i pożegnała się na zawsze ze swoimi piosenkami. Zmarła 7 marca 1997 roku. Po śmierci wspominał ją Wojciech Młynarski: – Z jednej strony panienka z dobrego domu, a z drugiej strony czuło się taki błysk w oku albo takie skrzywienie ust, które świadczyło, że jest to osoba ekscentryczna, dziwna, wariatka w najlepszym tego słowa znaczeniu – Po prostu artystka.
W tym roku minęła kolejna rocznica jej śmierci. Gdyby żyła miałaby dziś 84 lata. Artystka doskonała, niezwykle płodna, niebanalna, wrażliwa, ale i twardo stąpająca po ziemi. Jej teksty piosenek pełne mądrości i silnych emocji żyją cały czas i będą śpiewane przez kolejne pokolenia. Kwintesencja poezji- poetessa- jak sama siebie nazywała.